Pielgrzymka do Poczajowa

Kiedy usłyszałam o pierwszej pieszej pielgrzymce do Poczajowa, miałam mieszane uczucia. Cel piękny, ale jakże daleki - 500 km! Nasi przodkowie jeszcze przed wojną wędrowali do tego sanktuarium. Po  dwóch latach sama zdecydowałam się podjąć ten trud. Pielgrzymkę organizowało Bractwo św. św. Cyryla i Metodego w Hajnówce. Zapisy prowadziła pani Ewa Rygorowicz. To ona starała się o błogosławieństwo od arcypasterzy z Polski,  Białorusi i  Ukrainy. W tym roku były trudności z otrzymaniem wizy na Białoruś. 21 lipca 2015 r po Św. Liturgii w soborze Św. Trójcy wyruszyliśmy z Hajnówki. Tworzyliśmy zróżnicowaną, ponad 20-osobową grupę. Starostą pielgrzymki został brat Jarek, który uczestniczył po raz trzeci.  Najmłodsza wśród nas była gimnazjalistką, a najstarsza siostra miała ponad 70 lat. Ludzie z Białegostoku, Bielska Podl. i z Hajnówki; uczniowie, studenci, pracujący i emeryci. Jednoczył nas wspólny wysiłek i cel. Razem wędrowaliśmy przez dwa tygodnie (dzień w Polsce, cztery na Białorusi, dziewięć na Ukrainie). Opiekę duchową nad nami, do granicy, sprawował ojciec Leonid Szeszko. Szliśmy ze śpiewem na ustach i modlitwą w duszy. Czytaliśmy akatysty, śpiewaliśmy troparion święta ikony Poczajowskiej Bożej Matiery.(Matki Bożej) Często towarzyszyła nam modlitwa Jezusowa. Służbę medyczną stanowiła siostra Ewa i dr Katarzyna. Wspierała je siostra Walentyna z Kowla. Już po pierwszym dniu wędrówki korzystaliśmy z dobrodziejstw natury. Na otarcia, pęcherze i opuchlizny przykładaliśmy pokrzywę, babkę lancetowatą i piołun. Dzięki  lekom z Bożej apteki goiliśmy rany. Po przejściu granicy w Połowcach, zostaliśmy przywitani przez duchowieństwo i wiernych z Białorusi. Od tej chwili mieliśmy też swego opiekuna, który nas pilotował. Brakowało nam stałej opieki duchownika,(osoby duchownej) który by nas wspierał w modlitwie. Bardzo się ucieszyliśmy, kiedy   niespodziewanie dołączył do nas ojciec Makary. Towarzyszył on naszej pielgrzymce już drugi raz.     Z hieromonachem Makarym dotarliśmy do dwóch istoczników. W jednym ochłodziliśmy zmęczone nogi, a w istoczniku św. Paraskiewy zanurzaliśmy się całkowicie. Na dworze panował upał, a woda była zimna. Białoruś pokonywaliśmy w 50 osobowej grupie. Sąsiedzi okazywali nam  wielką gościnność. Piątego dnia przekroczyliśmy ukraińską granicę w Domanowie.  O ile na Białorusi wędrowaliśmy jak wielka rodzina, to na Ukrainie była już „tołpa naroda”. Dołączali do nas duchowni ze swoimi wiernymi. Wśród pielgrzymów było młode małżeństwo z dwiema córeczkami - mniejsza miała zaledwie 2 latka. Szła też ok. 90 - letnia staruszka. Poznałam 15 -  letnią dziewczynę, która pochodziła z ubogiej rodziny. Płacząc wybłagała matkę, by dołączyć do pałomniczestwa. Prawie codziennie była odprawiana Św. Liturgia. Dzięki temu mogliśmy wzmocnić się duchowo przez uczestnictwo w sakramentach. Wstawaliśmy rano, raz nawet przed wschodem słońca. W Ratnie dołączyli do nas pielgrzymi niosąc dużą ikonę Poczajewskoj Bożej Matiery. My również od początku nieśliśmy swoje trzy duże ikony. Od tych ikon czuliśmy szczególny, piękny zapach – błahouchanije. Wiedzieliśmy, że nie idziemy sami, a pomaga nam Hospod’ Boh. W miejscowości Demidiw  spostrzegliśmy krzyż na niebie. Ludzie płakali ze wzruszenia.  W jednej z cerkwi kłanialiśmy się starej, cudownie odnowionej ikonie. Byliśmy serdecznie przyjmowani przez ludzi w szkołach i na parafiach. Nocowaliśmy w salach gimnastycznych, w świetlicach, cerkwiach lub w domach prywatnych. Nigdy nie byliśmy głodni. Czasem myliśmy się pod prysznicem, a czasem w misce z zimną wodą na podwórku, ale nie narzekaliśmy. Dobrzy ludzie gościli nas jak mogli. Słońce świeciło  przez dwa tygodnie wędrówki. Dwa  chłodniejsze dni, pozwoliły nam odpocząć od upału. Większość trasy przebyliśmy asfaltowymi drogami, tylko  ostatnie dni pielgrzymowaliśmy piaszczystymi traktami. Szliśmy po malowniczych wzgórzach, wśród pól uprawnych,  jezior i lasów. W przedostatnim dniu wędrówki zobaczyliśmy na horyzoncie lśniące od słońca kopuły ławry, do której zmierzaliśmy. To było niesamowite! Już widzieliśmy cel naszego pałomniczestwa! Widok ten dostarczył nam sił na ostatnie kilometry! Do Poczajowa dotarliśmy 3 sierpnia,  wieczorem, w grupie 850 pielgrzymów. Wchodziliśmy na świętą górę ze łzami w oczach. Przy wejściu zostaliśmy obficie okropieni święconą wodą. Nocowaliśmy w hotelu na terenie ławry. Mieliśmy cały dzień i noc na to, by chłonąć atmosferę świętego miejsca. Rano podeszliśmy do ikony Matier Bożej. ( Matki Bożej) Później pokłoniliśmy się moszczom(relikwiom) świętych Iowa i Amfiłochia. Weszliśmy do pieczary, w której modlił się i żył św. Iow. Nabraliśmy święconej wody i zostawiliśmy karteczki z imionami naszych bliskich „O zdrawii” i „O upokojenii”. Zwiedziliśmy pobliski monaster św. Serafina. Uczestniczyliśmy w wsienocznym bdienii i świątecznej liturgii. Wielkie wrażenie wywarła na wszystkich ogromna cerkiew Preobrażeńska (jeszcze nie wykończona). podziwialiśmy piękno fresków, ikon, śpiew cerkiewny. Chłonęliśmy błahodat’ Bożą, by móc ją przekazać swoim rodzinom. Po porannym nabożeństwie udaliśmy się w drogę powrotną do rodzinnych domów.

P1150426

            Już tęsknię do tego miejsca. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze nie raz powtórzyć tę pielgrzymkę.

Siostra Olga

 

Accessibility Toolbar